Tygodnik lubelski CZAS "Jego poetyckość Cugow"
Tadeusz Kwiatkowski-Cugow jest w pejzażu Lublina, niczym Brama Krakowska. Prawie tak samo duży i okazały, choć znacznie młodszy - w tym roku ukończył zaledwie 60 lat. Cugow może budzić wiele skojarzeń. Niektórym przypomina trochę Jana Onufrego Zagłobę, bo i cieleśnie jakby jakiś podobny i dowcip ma równie ostry, a i łykiem miodu pitnego nie pogardzi.
Mnie prowadzi cokolwiek na myśl szekspirowskiego Falstaffa, a jeszcze bardziej Franca, Fiszera, legendarnego bywalca i facecjonistę przedwojennej Warszawy, którego powiedzenia weszły do annałów najlepszego polskiego humoru. obu łączy tubalny głos, pewne podobieństwo postur i podobna klasa humoru. Gdybym kręcił film o Dantonie, rolę tą powierzyłbym Cugowowi. On sam mówi, że jego ulubiony bohater to Colas Breugnon, piewca uroków życia ze słynnej powieści Romaina Rollanda, "człowiek poczciwy". Choć oczywiście Cugow nie jest tamtych panów żadnym epigonem, lecz "sobą własnym".
Mam - niestety niewesołe wrażenie, że Cugow w Lublinie się marnuje. Szacowne i pobożne miasto pięciu wyższych uczelni (w tym jednej katolickiej) oraz ważnej stolicy arcybiskupiej, nasycone silnymi wpływami kościelno-prawicowymi, cierpi na przewlekły niedobór poczucia humoru, luzu i fantazji. Nawet znacznie od Lublina szacowniejszy Kraków jest w porównaniu z nim prawdziwym zagłębiem humoru i wyobraźni. I chyba właśnie z powodu tych niedoborów lubelskich, Cugow nie ma w mieście nad Bystrzycą lekkiego życia, mimo że mało kto, tak jak on potrafi je sobie i innym umilać. Niestety, ze swoim talentem poetyckim, pysznym dowcipem oraz impetycznym temperamentem, trochę nie mieści się w lubelskich drzwiach, choć to przecież sam słynny Edward Stachura, w połowie lat sześćdziesiątych, polecił Cugowowi Lublin jako dobre miejsce do mieszkania i uprawiania poezji. Wtedy jednak Lublin był dla poetów dużo przychylniejszym miastem niż dziś.
Coś z życia
Życiorys Cugowa nadaje się na barwną powieść z najnowszą historią Polski w tle. Urodził się w Wilnie w 1940 roku. Ojca oficera, który najprawdopodobniej zginął w Katyniu, nie ujrzał nigdy. W 1945 roku, wraz z repatriowaną do Polski rodziną, pięcioletni Tadzio zamieszkał we Włocławku. Skończył tam szkołę zawodową i pracował m.in. jako tokarz, sanitariusz, robotnik w cegielni, woźny w gmachu Miejskiej Rady Narodowej, nocny stróż. Był też bokserem, do czego zmusiły go - jak napisał - "trudności asymilacyjne w nowym środowisku etnicznym". Jako reprezentant "Starty Włocławek" zdobył nawet w 1956 roku tytuł mistrza Pomorza juniorów w wadze lekkośredniej. Był też aktorem Teatru Ziemi Kujawskiej. W Toruniu zaczął studiować polonistykę, ale na pierwszym roku chciano go relegować za "gorszące zachowanie" w domu akademickim, organizowanie wieców na cześć marszałka Piłsudskiego o okrzyk "komuniści wystąp".
Przerwał więc studia i przez cztery lata jeździł po kraju z teatrem lalkowym. Do grodu Kopernika powrócił, ale na krótko i z listem polecającym od "Steda" Stachury wylądował w Lublinie. I tu właśnie, już jako upieczony na UMCS polonista, zadebiutował tomem "U drzwi moich płomień dalekiego ogniska" (1978), chwalonym przez poetów miary Anny Kamińskiej i Tadeusz Nowaka. Za tomik "Głowna gonitwa" dostał państwową nagrodę im. B. Prusa. Laurów poetyckich zebrał pokaźną porcję. Na przykład, za cykl wierszy poświęconych Grecji otrzymał od Związku Pisarzy Greckich w Atenach tytuł "Syna Hellady". Jego wiersze znają odbiorcy poezji w języku niemieckim, francuskim, włoskim, słowackim, węgierskim, ukraińskim , serbsko-chorwackim, japońskim. Miał wieczory autorskie w wielu krajach. Dwa lata mieszkał w Budapeszcie. Ostatnio był w USA, gdzie spędził kilka miesięcy, podejmowany przez przyjaznych polonusów z Hamtramck w stanie Michigen. Gdy w nowym Jorku zastała go śmierć Jana Karskiego napisał na jego cześć piękne "Requiem".
Cugow na pikantnie
Cugow nie należy do poetów, którzy poprzestają na rzeźbieniu wierszy w zaciszu. Jest bardzo aktywnym animatorem życia poetyckiego, m.in. jako organizator dorocznych lubelskich Wigilii Ułanów i Poetów, imprezy zacnej, ale i bardzo wesołej. 1 kwietnia tego roku "wystartował na prezydenta"i w ramach "kampanii wyborczej" jeździł po Lublinie wspaniałym lincolnem z firankami, a dzień uwieńczył wesołym happeningiem "wyborczym", podczas którego można było m.in. posilić się prawdziwą "wyborczą kiełbasą", a nawet napić się "wyborczej gorzałki". Powiada o sobie, że jest homo apoliticus, czyli człowiekiem apolitycznym, ale tak do końca trudno w to uwierzyć, bo o politykach lubi się wyrazić i to czasem ostro, smacznie. Jest zbyt po sarmacku zadzierzysty i czupurny, by "odpuścić" ważniejsze "numery" polityków lokalnych czy krajowych.
Kiedy we wrześniu 1994 roku nikt z zaproszonych lubelskich notabli nie pojawił się na otwarciu Międzynarodowego Kongresu Poetów, Cugow oświadczył wszem i wobec: "Dziękujemy wojewodzie i prezydentowi za to, że nie pojawili się na placu Lubelskim, bo nie są nam do niczego potrzebni. Mamy ich w d...". Potrafi też nie darować środowisku literackiemu. Znany jest od lat z serwowania złośliwości pod adresem lubelskiego kwartalnika "Akcent", które określił jako "per excellence papier osiemdziesięciogramowy powalany drukarską farbą w lakierowanej zszywce makulatury", a o jednym ze stowarzyszeń literackich wyraził się jako o "grupie gerontokratycznej, w skład której wchodzą wspaniałe mumie i monumentalne sarkofagi". Z podobnym lekceważeniem odnosi się do Ministerstwa Kultury. Pewnie dlatego, choć jest Prezydentem Kongresu Poetów Świata "Arcadia" w Lublinie i dożywotnim członkiem kapituły międzynarodowej nagrody poetyckiej Laur Akropolu, to jego tytuł "księcia lubelskich poetów" wielu jego lubelskich po piórze uważa pewnie za samozwańczy i samochwalny.
Cugow jest duszą towarzystwa, niedościgłym opowiadaczem anegdot i facecjonistą. Twierdzi - za Stanisławem Przybyszewskim, duchowym wodzem Młodej Polski że "każdy pieniądz nie przepity jest zmarnowany, bo przecież polska poezja, to poezja obficie wódką płynąca - Broniewski, Gałczyński, Tuwim. Alkohol jest wspaniałym generatorem natchnienia". Swoim wizerunkiem firmował wódkę "Cugoff", ale nie ma jej dziś na rynku, bo - jak mówi - "przy jej likwidacji kręciło się więcej przychylnych niż wymagała tego sprawa".
W Wilnie zaledwie się urodził, ale w jego sposobie bycia uderza wileński rozmach i fantazja. Po pobycie w Ameryce wrócił zakochany w Nowym Jorku i nie tylko. Marzy, żeby napisać sztukę teatralną dla Brodwayu i o chałupce daleko od miasta. Dzieci ze szkół podstawowych i młodzież ze średnich, z którą pracuje od lat na niwie poetyckiej, chce przyznać mu Order Kawalera Uśmiechu, bo i dzieci i rodzice akceptują jego hasło "Naucz dzieci kochać poezję, a one wtedy będą kochać wszystko".
Krzysztof Lubczyński, 2000
Wspomnienia związane z poetą, zdjęcia, filmy, opisy, opowiadania, relacje.
Znałeś Tadeusza? Podziel się z innymi swoimi wspomnieniami.
Reportaże, wywiady i wszelkiego rodzaju wzmianki o poecie oraz Fundacji w czasopismach.