A to byli przebierańcy
AWS-iarze mają to do siebie, że wyjątkowo kochają celebrę. Pomniki, tablice, wzruszenia, uniesienia, modły, wartości - to ich specjalność. Mają to we krwi. Oczywiście, że pecunia też non olet, ale jedno z drugim nie pozostaje w sprzeczności. Słowo jednak daję, że w Lublinie - mieście KUL-u, Życińskiego i lubelskiego cudu Matki Boskiej, płaczącej w katedrze w 1949 roku - ich skłonność do celebry należy do najbardziej wybujałych w kraju.
Jest w Lublinie wiceprezydent Zbigniew Wojciechowski. Gwoli ścisłości: nie jest on z AWS, lecz z ROP-u. Sumiaste wąsy i owal twarzy Wojciechowskiego cokolwiek przypominają fizjonomię Józefa Piłsudskiego. Wojciechowski próbował to wykorzystać podczas wyborów parlamentarnych w 1997 roku, kiedy to bezskutecznie usiłował dostać się do Sejmu. Na swoim wyborczym plakacie wystąpił z owymi sumiastymi wąsami i miną marsową - na tle portretu Piłsudskiego, który co prawda Dziadkiem był, ale przecież nie Wojciechowskiego. śmiali się wtedy z Wojciechowskiego nawet koledzy partyjni, że tak się tym Piłsudskim komicznie i naiwnie próbuje podeprzeć.
Nic Wojciechowskiemu nie pomogło skrzyżowanie profilów z Komendantem. Do Sejmu nie wszedł. Za to udało mu się rok później wejść do Rady Miasta Lublina. Po wyborach, jako koalicjant AWS-u, został Wojciechowski wiceprezydentem Lublina. Po dwóch latach jego urzędolenia na ratuszu, konia z rzędem temu, kto wskaże, co pożytecznego zrobił on dla miasta.
Wojciechowski to urodzony ułan, chłopak malowany. Kocha konika, wąsika, pałasza, wiwat Polska nasza. Uwielbia sarmacki sznyt, bogoczyźniane frazesy i wesołe towarzystwo. Rozrywkowy jest bardzo. Hulaj dusza, bez kontusza. Panowie proszą panie! Nie ma to jak dobra zabawa. Znudzony urzędoleniem Wojciechowski postanowił zabawić się w teatrzyk historyczny.
Postanowił ni mniej, ni więcej tylko do lublina zaprosić Piłsudskiego. W zastępstwie ściągnął aktora Zakrzeńskiego, który w roli Dziadka ma wybitne doświadczenie. Zakrzeński, cholerycznie do Piłsudskiego podobny, zaśpiewał sobie podobno 3000 złotych, przebrał się w siwy strzelca strój, przywdział maciejówkę i pociągiem przyjechał do Lublina. Tam przywitał go Wojciechowski przebrany w mundur wachmistrza, po czym obaj przebierańcy przejechali bryczką do miasta. Traf chciał, że gdy przejeżdżali przez pryncypalną, choć pustawą arterię śródmieścia, wyszedł tam z psem na spacer były prezydent Lublina, człowiek trzeźwy i rozsądny, który głośno zapytał pierwszego lepszego przechodnia: "Co to za maskarada?".
Wojciechowskim podobno aż wstrząsnęło. Dodatkowego smaku sprawie dodaje fakt, że - jak wieść lubelska niesie - Wojciechowski gwizdnął ów pomysł lubelskiemu poecie i pysznemu facecjoniście Tadeuszowi wiatkowskiemu-Cugowowi. On to bowiem był autorem pomysłu z przejazdem Piłsudskiego do Lublina i on by to z humorem, bez Wojciechowskiego zadęcia, zrobił.
Wojciech Młynarski śpiewał kiedyś w latach 60 piosenkę: "W co się bawić, w co się bawić, gdy możliwości wszystkie wyczerpane ciurkiem?" Władza w Lublinie nie ma już nic do roboty. Lublin lśni jak lustro, funkcjonuje jak szwajcarski zegarek, a wszyscy lublinianie są syci i zadowoleni jak nie wiem co. W tej sytuacji oszalały z nudów wiceprezydent miasta przebiera się za wachmistrza i pędzi na dworzec, żeby przywitać Zakrzeńskiego przebranego za Piłsudskiego.
Wojciechowski to dość zabawna postać i nie należy z niego, bynajmniej, robić ROP-owskiego potwora. Chłop jest rozrywkowy i lubi maskarady. Szkoda tylko płacić mu wysoką prezydencką pensję. Proponuję dać mu dotację z wydziału kultury i niech odgrywa na ulicy scenki historyczne. Odegra - a to Piłsudskiego, a to Sławoja, a to Wieniawę-Długoszewskiego, a to może i Napoleona Bonaparte. Gawiedź lubelska będzie miała uciechę i ubaw po pachy.
Krzysztof Lubczyński,
Wspomnienia związane z poetą, zdjęcia, filmy, opisy, opowiadania, relacje.
Znałeś Tadeusza? Podziel się z innymi swoimi wspomnieniami.
Reportaże, wywiady i wszelkiego rodzaju wzmianki o poecie oraz Fundacji w czasopismach.